Spotykam od jakiegoś czasu kolejne osoby, które przeprowadziły się do Paryża, bo było to zawsze marzeniem ich życia. I zawsze są tak samo zszokowane, kiedy opowiadam im, że nigdy nie chciałam mieszkać w Paryżu i że pierwsze lata w stolicy Francji były dla mnie raczej….depresyjne.
Paryż – miasto ze snów (bogatych Amerykanów i filmowców)
Zazdroszczę bardzo ludziom, którzy przyjeżdżają do Paryża jako turyści. Kilka dni zwiedzania muzeów, wystaw, zabytków i kawiarnianego trybu życia. Tymczasem paryżanie mówią o życiu w stolicy Francji métro-boulot-dodo, czyli metro-praca-spanie. Wcale nie tak “glam”, prawda?
Métro-boulot-dodo czyli metro-praca-spanie. Paryż bez lukru
W Warszawie przez ostatnie lata żyłam w luksusowej bańce. Poruszałam się samochodem z zamkniętego osiedla do pracy, z pracy do centrum handlowego. Wieczorami taksówką do klubu. Posiadanie samochodu w niesamowity sposób odcina nas od świata. Mamy swoją przestrzeń, nie jesteśmy narażeni na tłok i niewygody komunikacji miejskiej.
Kiedy przeprowadziłam się do Paryża, nie mogłam się przyzwyczaić do tego, że moja prywatna przestrzeń tak bardzo się skurczyła
Tłok na ulicy. Tłok w komunikacji miejskiej. Wieczny hałas na klatce schodowej (nad moim mieszkaniem jest airbnb), wieczny hałas na ulicy. Całe życie mieszkałam na osiedlach, nigdy w centrum miasta. W głowie mi się nie mieściło, że tyle osób musi łazić po “mojej” ulicy przez cały czas! Dużo czasu zajęło mi wypracowanie własnego stylu życia w Paryżu, własnych ścieżek i wreszcie czuję się lepiej…
Nigdy nie marzyłam o Paryżu – a może to i lepiej?
Jeżeli marzycie o jakimś miejscu, to macie tendencję do jego idealizowania. Prawdziwe miasto nie może jednak nigdy dorównać temu ze snów. Jeżeli oczekujecie, że każdy zakątek Paryża wygląda jak z filmu, to na pewno srogo się rozczarujecie.
Ja takiego rozczarowania nie przeżyłam, bo nie miałam też wysokich oczekiwań. Po prostu, życie zawiało mnie do stolicy Francji i musiałam sobie jakoś z tym poradzić. Po kilku latach zamiast rozczarować się Paryżem, coraz bardziej go doceniam. Podoba mi się, że ograniczany jest ruch samochodowy. Że komunikacja miejska jest dostępna dla każdego. Nie podoba mi się brud – ale może z tym władze miejskie zaczną sobie w końcu jakoś radzić…
Nie wierzę w coś takiego jak ” idealne miejsce na ziemi”. To kolejna idealistyczna bzdura, którą próbują nam wciskać media społecznościowe
Od najmłodszych lat zazdrościłam ludziom mieszkającym nad morzem. Nie musi być to idealna karaibska plaża (huragany!), nawet nasz chłodny Bałtyk był dla mnie zawsze magicznym miejscem. Kiedy po raz pierwszy poleciałam do Meksyku, byłam zafascynowana Półwyspem Jukatańskim. Przez pierwsze 3 tygodnie. Później coraz częściej zaczęłam dostrzegać minusy tego miejsca. Karaluchy i skorpiony. Porę deszczową. I inne….. Mieszkanie nad morzem? Dom na południu Francji? To oczywiście nadal moje marzenia. Ale wiem, że kiedy już się spełnią, i tak będę miała powody do narzekania 🙂
Dzisiaj wiem, że Paryż nie jest miastem moich marzeń. Ale wiem też, że takie miasto po prostu nie istnieje
W Warszawie wkurza mnie dużo rzeczy: to, że na przystanek autobusowy muszę iść 15 minut, że wszędzie są korki, że miasto jest poprzecinane i nie można się po nim przechadzać. Południe Francji też kiedyś jawiło mi się jako rajskie miejsce, a teraz coraz częściej dostrzegam jego ciemne strony. Niemal wszyscy Francuzi chcą tam mieszkać, powstaje coraz więcej osiedli, a drogi….mają przecież swoją pojemność. I w efekcie wszyscy stoją w korkach, podobnie jak w Warszawie.
Może już czas przestać idealizować różne miejsca i kraje i po prostu uczciwie powiedzieć, że każde miejsce na ziemi ma swoje plusy i minusy. Trzeba w pewnym momencie wybrać, co nam pasuje na danym etapie życia.
Teraz jestem pogodzona ze sobą i cieszę się, że mieszkam w Paryżu. Korzystam z tego, bo wiem, że nie zawsze będę miała taką możliwość. Terapią jest też dla mnie pisanie bloga, bo pokazując Wam piękne miejsca (we wpisie sesja z Palais-Royal) i zachęcając do ich odkrycia, przekonuję sama siebie, że życie w Paryżu nie musi jedynie oznaczać tłoczenia się w brudnym metrze.
A, że metro jest brudne? No trudno…Przynajmniej jeszcze bardziej kocham to warszawskie, chociaż do najbliższej stacji mam 3 kilometry 🙂
Aż chcę się wykrzyknąć: TAK, TAK,TAK! Moniko, świetny i szczery wpis. Ja po doświadczeniach praskich i warszawskich mam takie same odczucia. Właśnie to mieszkanie za granicą, to doświadczenie jest tak cenne, że pokazuje szeroką perspektywę. I zaczynasz doceniać pewne rzeczy w swoim kraju a pewne za granicą. Nie ma idealnych miejsc do życia. Bo życie nie jest idealne.
W kręgu moich przyjaciół trwają teraz dyskusje o tym czy przenosić się z Warszawy do podwarszawskiej miejscowości i dojeżdżać do pracy czy żyć w mieście, w którym smog staje się uciążliwy. I są wady jak i zalety obu rozwiązań.
Ja się wychowałam na wski. Było cicho i spokojnie. Ale rodzice po pracy mieli drugi etat- wożenie mnie i siostrę na zajęcia dodatkowe.
Ale mam też taką refleksję, że wszędzie jest dobrze gdzie się ludzie przyzwyczają mieszkać.
Ps. W Pradze samochód wogóle nam się nie przydawał zaś w naszej stolicy korzystam z niego często. Pewnie mniejsza liczba lini metra swoje robi.
Świetne zdjęcia!
No cóż, pamiętam, że kiedy prawie 9 lat temu wylądowałam w Waszyngtonie, to też nie było moje miasto marzeń. Marzyłam o Nowym Jorku, ale tutaj nas rzucił los. Szybko jednak przekonałam się, że lepiej mieszkać w Waszyngtonie, który jest czysty, zielony, zadbany, z dużą ilością przestrzeni, ścieżek rowerowych, niż w Nowym Jorku, w którym jest wręcz odwrotnie. Kocham Nowy Jork, ale na odległość, jako gość. W Waszyngtonie, tak jak w rodzinnym Szczecinie nadal jeżdżę samochodem, metrem właściwie wcale, choć nie jeżdżę tyle, co w Polsce, bo wiele rzeczy mam w zasięgu nóg. Myślę jednak, że miasto marzeń to takie, w którym masz przy sobie bliskich ludzi, przyjaciół, dobrze się w nim czujesz, nawet jeśli jest brzydkie jak szczur. Co z tego, że masz najlepszy widok z okna, jeśli w okół jest tak naprawdę pustka. Doświadczyłam tego po jakimś czasie zachłyśnięcia się Ameryką. Poznawałam ciągle nowych ludzi, bardzo dużo podróżowałam, ale po jakimś czasie wychodziło, że „moi ludzie” byli w Polsce. Teraz, po iluś latach, inaczej się tu czuję, mam tu już swoje życie. Ale jak rozmawiam z Polakami, którzy żyją w USA latami, to przychodzi taka refleksja, że człowiek czasem myśli o sobie „ ni stąd, ni stamtąd”.
A ja wiem, że jest coś takiego, jak idealne miejsce na ziemi, bo je znalazłam 🙂 Nie znaczy to oczywiście, że nie ma ono swoich minusów i że wszystko jest w nim bajeczne, ale chodzi o to, że jest idealne dla mnie, że nie chciałabym mieszkać nigdzie indziej 🙂 A porównanie mam, bo mieszkałam i w dużych miastach, i w różnych krajach i nawet w XIXstowiecznym pałacu w Szwajcarii 😉
Moje pierwsze dni w Londynie: stalowy odcien nieba, wiatr wszedzie i zawsze, tlumy, ciasnota, plesn, wilgoc, brud, smieci, gorace, brudne powietrze w metrze, wszedzie daleko… Amsterdam? Ser, orzeszki, pindakaas, wszyscy wygladaja tak samo i bardzo agresywni rowerzysci, ktorzy maja tu status swietych krow.
Londyn to kolejne miasto, ktore wiekszosc osob rozczarowuje. Moi znajomi Brytyjczycy uciekaja wlasnie do Paryza…
Masz racje. U mnie to troche jest takie rozdarcie, bo np. na Poludniu Francji mamy rodzine mojego narzeczonego i jest swietnie, ale wtedy brakuje mi mojej. A W Warszawie brakuje mi slonca i morza. Z kolei mam rodzine… Marze o tym, ze w przyszlosci bede miala dom i bede mogla zapraszac bliskich na wakacje. Wtedy bedzie idealnie…
Wlasnie slyszalam od znajomych, ze NYC to tez takie filmowe miasto, a wcale sie tak super nie zyje. Podejrzewam, ze mialabym takie obserwacje jak w Paryzu: wszedzie dobrze, gdy jestesmy milionerami 🙂
No i niestety pojawia sie takie myslenie, ze dom jest “i tutaj i tam”. Rozdarcie imigranta…
Kasiu, dziekuje. Wlasnie myslalam o Tobie, w kontekscie Pragi. Moja znajoma tam mieszka i uwielbia to, ze auto stoi w garazu przez wieksza czesc roku. Z kolei Warszawa ma duzo do nadgonienia, transport miejski moze i istnieje, ale powinien byc jeszcze lepiej zorganizowany. Przynajmniej tyle, ze mamy nowe sklady autobusow i metro jest sympatyczne.
Sama mieszkam jeszcze w Uk i wiem, że wszędzie dobrze ale w domu najlepiej:D Już odliczamy miesiące do powrotu hehe
Paryż jest magiczny i chciałabym go kiedyś odwiedzić. Czy mogłabym mieszkać, tego nie jestem pewna. Ale przyjechać na trochę na pewno tak – tyle, że to zupełnie inna bajka;). I wiesz, dla mnie magiczne jest również polskie morze, bardzo za nim tęsknię, bo dawno już nie byłam nad Bałtykiem.
A mieszkać mogłabym na jakieś greckiej wyspie, albo jeszcze lepiej na Kanarach:).
Przypomniało mi się takie stare powiedzenie, że wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma…
pozdrawiam serdecznie z nad filiżanki kawy:)
Odkryłam dziś Twojego bloga i jestem zachwycona niewymuszoną szczerością wypowiedzi:) sama jestem wraz z mężem na etapie szukania tego “idealnego miejsca na ziemi” które przecież nie istnieje. Na razie podjęliśmy decyzję o kupnie mieszkania w okolicach Trójmiasta ale z założeniem, że jeśli trafi się nam okazja pracy w innym być może ciekawszym miejscu znowu przemeblujemy życie i wyprowadzimy się. Zgadzam się w zupełności z tym co napisałaś “Trzeba w pewnym momencie wybrać, co nam pasuje na danym etapie życia.” Trzymaj się ciepło a ja zabieram się za dalsze odkrywanie bloga 🙂
Dziekuje za Twoje cieple slowa Aniu! Akurat Trojmiasto to jeden z moich ulubionych polskich regionow, zazdroszcze Ci przeprowadzki! Sciskam mocno!
Cześć, podzielę się moimi spostrzeżeniami. Tyle, że mieszkam w Londynie. Długo, bo już prawie 10 lat. Znam to miasto od strony realistycznej i turystycznej. Swego czasu sporo zwiedzałam ( gł. na początku), a teraz nie mam siły, bo mieszkam i pracuję i po prostu żyję jako mieszkaniec. Ale jak okazję, to odświeżam stare miejsca. Wszędzie tłumy, ciasno i głośno.
Powiem Ci tylko tyle, że każde miejsce wygląda idealnie na pocztówkach i w opisach w folderach. Jednak rzeczywistość różni się od tego, co piszą. Zatłoczone metro, ciemne zakątki, wiecznie spóźniające się albo niedojeżdżające pociągi, dużo niemiłych ludzi z różnych stron świata, wszechobecny brud. Na chodniku znajdziesz wszystko, więc trzeba uważać jak się chodzi. Odnoszę wrażenie, że miasto nie radzi sobie z tematem brudu. Ale widzę, że to problem każdego dużego miasta… Inwestycja w dokładne sprzątanie by się przydała. Wielu ludzi też nie dba o higienę osobistą. Drogie mieszkania. Nam się udało mieszkać w fajnym, ale okolica i tak idealna nie jest.
Chyba wszędzie najlepiej po części mają ci, co mają dużo pieniędzy i mogą wszędzie przemieszczać się taksówkami :-). Warto więc na to pracować.
Dokladnie, zgadzam sie ze wszystkim co napisalas. Wydaje mi sie, ze w Londynie sa te same problemy, a na dodatek trzeba placic bardzo duzo pieniedzy za mieszkanie i codzienne rzeczy. Mam znajomych, ktorzy mieszkaja w Londynie i doceniaja mozliwosci jakie to miasto daje, ale widza tez jego ciemniejsze strony. Dzieki za podzielenie sie Twoja historia 🙂