Podróż na Filipiny to jedna z naszych najbardziej romantycznych wycieczek. Pojechaliśmy do Azji, żeby uciec od ponurej europejskiej zimy.
I stwierdzam, że to była jedna z lepszych decyzji, jakie podjęliśmy! Na miejscu powitało nas słońce, gorące powietrze i uśmiechnięci ludzie. Od razu wiedziałam, że mi się tam spodoba 🙂 Rajskie plaże na Filipinach to moim zdaniem idealne miejsce dla zakochanych par i dla par, które chcą spędzić romantyczny miesiąc miodowy.
Podróż na Filipiny i raj w hotelu El Rio y Mar Resort Coron Palawan
Hotel el Rio Y Mar to idealny raj dla nowożeńców. Kilka lat temu został odbudowany, po tym jak przez okoliczne wyspy przeszedł tajfun i zrównał z ziemią wiele tutejszych ośrodków. My zatrzymaliśmy się w domku prawie na końcu plaży, który był niezwykle czysty i świeży.
Plaża przy hotel el Rio y Mar jest czysta i piaszczysta, jest łatwy dostęp do ciepłego morza, w którym można się wylegiwać z drinkiem w ręku. Do dyspozycji są leżaki, a co najważniejsze dla osób o jasnej karnacji (jak ja): są duże parasole, które chronią przed słońcem. Basen w hotelu jest dosyć mały, to raczej takie miejsce do wylegiwania się, a nie pokonywania kilometrów crawlem, ale spokojnie można pływać w morzu, bo zatoka jest naprawdę spokojna.
RESTAURACJA
To, co bardzo mi się podobało w tym hotelu, to restauracja na świeżym powietrzu. Nie ma chyba nic przyjemniejszego niż kolacja przy świecach, a w tle delikatny szum morza.... Wieczorem po kolacji bardzo często chodziliśmy na hotelowe molo i świeciliśmy latarką w morze. Ryby zlatywały się (wiem, złe słowo) natychmiast, pewnie myślały, że ktoś urządził imprezę 🙂 Bardzo nam też smakowało serwowane jedzenie, chociaż wiele osób mówiło, że na Filipinach kuchnia pozostawia dużo do życzenia.
ATRAKCJE
Zatoka jest idealna do pływania kajakiem, szczególnie jeżeli zaliczacie się do cykorów takich jak ja (zawsze wolę mieć brzeg w zasięgu wzroku), a na dodatek nie ma silnych prądów, więc tak naprawdę bardzo się nie zmęczycie. Po drugie w samym hotelu znajduje się centrum nurkowania, więc jeżeli chcecie poznać podwodne skarby, to znaleźliście się w dobrym miejscu. W okolicy można też się wybrać na piesze wycieczki, chociaż my odpuściliśmy sobie chodzenie, bo upał naprawdę dawał się we znaki.
W hotelu znajduje się siłownia, ale szczerze mówiąc o wiele bardziej podobało mi się po prostu ćwiczenie skalpela i jogi na plaży. Piękne widoki, świeże powietrze, szum morza - jaka sympatyczna odmiana, po skakaniu i robieniu przysiadów we własnej kuchni z widokiem na lodówkę i czajnik 🙂
CZEMU POLUBILIŚMY TO MIEJSCE?
Hotel el Rio y Mar przypadł nam do serca, ponieważ dał nam wszystko, czego szukaliśmy. Ciszy i pięknych widoków. Spokoju i poczucia odcięcia się od świata. Pokoje były świeże, jedzenie smaczne, a mój narzeczony był zadowolony z nurkowania.
Na dodatek mieliśmy duże szczęście przyjechać do hotelu, kiedy nie było w nim dużo gości, więc często byliśmy zupełnie sami na plaży i przy basenie. Ponadto nie jest to hotel, w którym ciągle wali głośna muzyka przy basenie, a kolejni animatorzy zapraszają Was do gry w ping-ponga, konkursu budowania zamków z piasku czy jakichś innych wątpliwych (dla nas) atrakcji.
Podróż na Filipiny i spełnienie marzeń w hotelu Club Paradise Resort
Club Paradise Resort to jedno z piękniejszych miejsc, do których dojechałam. Żeby dostać się do tego hotelu również musieliśmy wziąć motorówkę, która w kilkanaście minut przywiozła nas z jednego raju do drugiego. Na powitanie dostaliśmy kolorowego drinka z palemką i masaż stóp. I mogliśmy cieszyć się z naszej chatki na rajskiej wyspy...
OKOLICZNOŚCI PRZYRODY
Hotel Club Paradise Resort znajduje się na wyspie Dimakya, która jest wpisana jako rezerwat na listę UNESCO. Miejsce jest fantastyczne, bo chatki rozstawiono tak, że nikt sobie nie przeszkadza. Nawet trudno mi stwierdzić, czy mieliśmy jakichś sąsiadów, czy nie, bo nikogo nie widziałam 🙂 Do restauracji hotelowej dochodzi się główną alejką i mija po drodze basen. Bardzo mi się podobało, że wieczorami z wyspy odlatywały stada nietoperzy, które wyruszały na polowanie. Miałam wrażenie, że dzięki temu żadne komary nie atakowały nas o zachodzie słońca.
PLAŻA
W hotelu plaża przypomina prawdziwy raj i dałabym bardzo dużo, żeby tam jeszcze kiedyś wrócić. Spójrzcie na ten błękit wody i delikatny piasek. I zapewniam, zdjęcie nawet nie jest podkolorowane żadnymi filtrami, tak po prostu wszystko tam wygląda. To najbardziej rajska plaża, jaką zdarzyło mi się widzieć! Na dodatek morze jest całkowicie spokojne, więc możecie się wylegiwać w wodzie na materacu i żadne fale nie są Wam groźne.
HOTEL
Trudno mówić o hotelu, bo każdy mieszka w małej chatce na plaży, która jest bardzo luksusowa. Jedyny minus to trochę słona woda w kranie (nie dało się wypić herbaty), ale trudno wymagać, żeby na tak oddalonej wyspie każdy mógł brać wielogodzinne prysznice w słodkiej wodzie. Bungalowy na plaży były czyste, łóżko bardzo wygodne.
RESTAURACJA
Jedzenie w hotelu Club Paradise Resort było smaczne, chociaż szczerze mówiąc, nie na tyle spektakularne, żebym zapamiętała jakieś konkretne dania. Trochę kuchni filipińskiej, ale z przewagą kontynentalnej - jakieś makarony, duży wybór dań dla wegetarian. Pyszne owoce (ach, to mango!) i sałatki z pikantnymi sosami. Jedyne, czego nam brakowało, to jakichś smacznych czekoladowych deserów, ale po francuskich słodyczach trudno nas szczerze mówiąc zadowolić 🙂 Wieczorami do kolacji bardzo sympatycznie przygrywał na gitarach zespół Filipińczyków. Najczęściej słyszeliśmy różne romantyczne kawałki z lat 60 i 70. Nic dziwnego, niemal wszyscy goście w hotelu Club Paradise Resort pochodzili ze Stanów Zjednoczonych.
ATRAKCJE
W hotelu Club Paradise Resort możecie oczywiście chodzić na basen i spędzać leniwie czas, ale jego największą atrakcją była możliwość nurkowania z.....dugongiem.
Wiecie co to takiego?
Dugong to inaczej mówiąc świnia morska, albo syrena - ssak, krewny delfinów, którego spotkać można spotkać między innymi w Morzu Sulu. Kilkaset lat temu został niemal całkowicie wytępiony przez holenderskich żeglarzy. Na szczęście gatunek przetrwał - chociaż jego egzystencja wcale nie jest łatwa. Szczęśliwie na Filipinach zrozumiano, że to zwierzę przyciąga turystów, więc jest szansa, że rząd będzie o nie dbał...
Snorkeling z dugongiem to jedno z najmilszych wspomnień jakie miałam w życiu. Rano wypłynęliśmy łódką i po godzinie rejsu zatrzymaliśmy się w zatoczce, żeby część ekipy mogła się przygotować do nurkowania i snorklingu. Ja byłam leniwa i stwierdziłam, że oszczędzę siły na późniejsze godziny. I to była najlepsza decyzja, jaką mogłam podjąć.
Po kilkunastu minutach, które upłynęły mi na czytaniu książki, zaalarmował mnie głos sternika, który wypatrzył dugonga zmierzającego w naszą stronę. Nie trzeba było dwa razy powtarzać, wzięłam maskę i wskoczyłam do wody. Dugongi są zazwyczaj bardzo płochliwe, ale ten zmierzał w stronę naszej łodzi. Ja wisiałam parę metrów nad nim, przytrzymując się kotwicy. I w tym momencie dugong zaczął ocierać się o linę, do której przymocowana była kotwica. Kilka metrów ode mnie! Był dostojny, powolny i wyglądał faktycznie jak morska krowa - duży, biały i pełen gracji. Po kilku chwilach odpłynął, a ja zostałam z fantastycznymi wspomnieniami na całe życie......
[kad_youtube url="https://youtu.be/DnmwlFllHaA" width=400 height=300]
Dla kogo wycieczka z dugongiem?
Najlepsze jest to, że aby spotkać dugonga nie trzeba umieć nurkować, wystarczą średnie umiejętności pływackie i umiejętność oddychania przez rurkę 🙂 Zwierzęta te trzymają się blisko powierzchni wody i regularnie muszą wypływać na powierzchnię, więc nie trzeba ich szukać w głębinach morza. Maska, rurka i kamizelka dla osób, które nie pływają dobrze - tyle wystarczy, żeby poobserwować dugonga. Oczywiście nie można do zwierząt nadmiernie się zbliżać, żeby im nie przeszkadzać. Najlepiej, jeżeli wypatrzymy dugonga, który karmi się trawą morską rosnącą na dnie. Wtedy możemy nad nim "wisieć", nie przeszkadzać i jednocześnie napawać się jego widokiem. Takie spotkanie, jakiego doświadczyłam - czyli obserwowanie dugonga drapiącego się o linę okrętową - zdarza się naprawdę niezwykle rzadko.
CZEMU POLUBILIŚMY TO MIEJSCE ?
Najprzyjemniejsze wspomnienia z podróży na Filipiny i pobytu w hotelu Club Paradise Resort mają oczywiście związek z naszą wyprawą na dugongi 🙂 Obserwowanie zwierząt w ich naturalnym środowisku to dla mnie wyjątkowe przeżycie i chciałabym wrócić na Filipiny, żeby ponownie móc zobaczyć dugongi. Hotel ujął mnie, bo chatki na plaży były takie, o jakich można marzyć - w nocy słyszeliśmy fale uderzające o brzeg, po zachodzie słońca nietoperze wyruszały na łowy, a nad ranem budziły nas delikatne promienie słońca. W hotelu panuje atmosfera spokoju, relaksu, nikt się nie spieszy i naprawdę nie ma się ochoty wracać do huku miasta.
Fajne widoczki 🙂 Też by mi się marzyły wakacje w takiej scenerii 😀
Ja ciagle mam ochote wrocic….
Wygląda luksusowo, to nie do końca moje klimaty 😉
To byl wypad regerenujacy, potrzebowalismy spokoju i oderwania, wiec faktycznie bylo wygodnie i rajsko 🙂
Zdjęcia od razu sugerują raj 🙂 Tylko pozazdrościć takiej podróżny
Zdjęcia są bajkowe! Miejsce od razu przywodzi na myśl raj…:)
Świetna wycieczka! Ile bym dała, by teraz przenieść się na plażę lub popływać i spotkać dugonga 😀