Skip to content

Dlaczego we Francji nie ma problemu z dziećmi w restauracjach?

 

Polskie media rozgrzał ostatnio post jednej z restauracji, która zapowiedziała, że „dzieciom już dziękujemy”.

Właścicielom pizzerii puściły nerwy po tym, jak rodzina z dziećmi zdewastowała im stół i krzesła.

Internet się podzielił: jedni klaszczą i przytakują właścicielom restauracji. Inni chcą wysyłać  pisma do rzecznika praw dzieci w obronie najmłodszych, którym odebrano radość chodzenia na pizzę.

Kto ma rację? I jak to wygląda… we Francji? 

Restauracje to drugi dom Francuzów

 

Francuzi kochają chodzić do restauracji. Aż 19% Francuzów je na mieście raz w miesiącu, 13% od dwóch do trzech razy, 32% chodzi do restauracji od 2 do 10 razy w roku (dane Eurostatu).

Zabierają też do restauracji DZIECI.

Francuskie dzieci w restauracjach – jak to wygląda? 

We Francji nigdy nie musiałam, zatykać watą uszu w restauracji i unikać makaronu wystrzeliwanego z widelca przez rozkosznego bobasa. W Polsce ogłuchłam kiedyś na godzinę. Właśnie po niedzielnej wizycie…. w jednej z warszawskich pizzerii. Zastanawiałam się, czy jestem w restauracji, czy może w małpim gaju…  

Dlaczego we Francji dzieci nie drą się w restauracjach? 

Bo zasada jest we francuskich rodzinach prosta: dzieci mają przy stole zachowywać się tak, jak dorośli. A przynajmniej się starać! Od najmniejszego uczone są niezależności, są zachęcane do używania plastikowych noży i widelców. Próbują wszystkich potraw, które jedzą dorośli. Zadaniem rodziców jest przygotować bąbelka do funkcjonowania w społeczeństwie. A we Francji nikt nie lubi niewychowanych dzieci.

Dorośli przecież też muszą  przestrzegać w restauracjach pewnych reguł.

Nikt nie lubi gości, którzy mówią niekulturalnie głośno, awanturują się, siorbią i zachowują…. po buracku.

Niewychowane dziecko – czyli w zasadzie jakie? 

Nie chodzi o to, że francuskie dzieci nigdy nie potrącą szklanki, nie ubrudzą się sosem, nie spadnie im na ziemię widelec.

 

francuskie dzieci

Ale na pewno nikt (ani rodzice, ani inni goście, ani właściciele) nie tolerują wrzeszczących i demolujących restaurację „upiornych bąbelków”.

Francuskie dzieci naprawdę nie grymaszą

Pamela Dunckermann opisała w książce niegrymaszące francuskie dzieci. Podczas czytania jej książki entuzjastycznie kiwałam głową.  

Zasady są proste: 

  • dzieci chodzą do restauracji często,
  • rodzice potrafią je opanować w miejscach publicznych, 
  • jeżeli dziecko zachowuje się niegrzecznie, to dowiaduje się, że rodzice następnym razem zostawią je w domu, 
  • pójście do restauracji z rodzicami to nagroda,
  • w restauracji trzeba zachowywać się comme il faut tak, jak trzeba. To nie plaża czy plac zabaw.  

 

 

Francuzi wiedzą też, że do pewnych restauracji dzieci się po prostu nie zabiera

 

Dlaczego we Francji nie ma problemu z dziećmi w restauracjach?

 

Restauracje gastronomiczne, w których dania przygotowują światowi szefowie kuchni, nie są miejscami dla dzieci. 

I nie trzeba o tym nikomu mówić. 

Osoby przy zdrowych zmysłach chcą jeść w eleganckiej restauracji bez dzieci. 

Bo to tak, jakby zabierać trzylatka na sztukę dramatyczną lub do kina na film dla dorosłych. 

W takiej restauracji nie chcesz widzieć ani cudzych dzieci, ani własnych. 

Są oczywiście restauracje „przyjazne rodzinom”, a niedzielne brunche w Paryżu też oznaczają obowiązkowe spotkanie z „francuskimi bąbelkami”. 

Ale jakkolwiek bąbelki te czasami coś tam krzykną przy stole, to najczęściej siedzą w wysokich krzesełkach i przeżuwają kurczaka. Najczęściej ich nie widać i nie słychać. 

 

Moje wakacje w Oksytanii: francuskie dzieci dzieci są wszędzie, ale trudno je zauważyć! 

 

W wakacje byłam wielokrotnie w restauracjach na południu Francji. Obok mnie siedziała rodzina z trójką dzieci, w wieku około 4-6 lat. Dzieci rysowały kredkami. Gapiły się na mnie. Wybrały sobie dania z menu dla dzieci. Zjadły. Wróciły do rysowania.

Gdyby nie siedziały obok, tobym ich nie zauważyła (ani usłyszała)! 

Byłam w też w bardzo rodzinnej restauracji specjalizującej się w owocach morza. Atmosfera bardzo luźna, w restauracji byli głównie Francuzi. Na kolacji było zatrzęsienie gości. Naliczyłam 3 wózki że śpiącymi niemowlakami. I co najmniej dziesięcioro dzieci przy stolikach.

Ponownie: nie było ich słychać. Żadnych : „uspokój się, bo wyjdziemy”, „przestań się bawić widelcem”, „ostatni raz ci mówię, zjedz ten makaron”.

Często chodzę do restauracji z moim narzeczonym i jego bratankami. Uwielbiam te wyjścia. Czasami idziemy do „Restauracji Piratów”, gdzie dzieci grzecznie jedzą, a później bawią się w odrębnej strefie zabaw.

Piknikowaliśmy wielokrotnie w parkach, w zoo, chodziliśmy do McDonalda i do typowych francuskich restauracyjek. 

I „nasze” francuskie dzieci zachowują się jak trzeba. Czasami spadnie im makaron z widelca i bluzka jest poplamiona. Pacną może ręką i strącą solniczkę ze stołu.

Ale nie wyją histerycznie, nie biegają wokół stolika, nie przeszkadzają innym gościom. 

I zapewniam Was: jeżeli wpadniecie do nas, gdy jesteśmy na basenie, to słychać nas z odległości kilometra. Ale w restauracji panują inne zasady. Dla wszystkich.  

francuskie dzieci  

Napiszecie mi zaraz, że byliście we Francji i bachory były nieznośne, zupełnie jak w Polsce. 

Ok – może i tak. Można zawsze trafić na rodzinę buraków. We Francji też są buraki 🙂 

Ale ja po przeczytaniu książki Pameli Dunckermann zaczęłam zwracać uwagę na francuskie dzieci. I widzę ogromną różnicę pomiędzy Polską, gdzie (niestety)  coraz częściej króluje  tzw. „wychowanie bezstresowe” i Francją, gdzie dzieci nie mają non-stop taryfy ulgowej. 

Mogą się wydzierać w aquaparkach, piaskownicach i na płacach zabaw. Jak przechodzę obok szkoły, to słyszę piski i krzyki bawiących się francuskich bąbelków. 

Ale nie w restauracji, muzeum czy na koncercie. 

Bo to miejsce publiczne i zarówno od dorosłych jak i od dzieci wymaga się po prostu kulturalnego zachowania. 

 

BARDZO POLECANA PRZEZ MNIE POZYCJA DO PRZECZYTANIA:

“W Paryżu dzieci nie grymaszą” – Pamela Druckerman

francuskie dzieci

 

KSIĄŻKI O FRANCJI I FRANCUZACH.2

6 thoughts on “Dlaczego we Francji nie ma problemu z dziećmi w restauracjach?”

  1. Ja mam swoją teorię na temat bezstresowo wychowywania dzieci i konsekwencji, jakie to za sobą niesie. Jesteśmy pokoleniem (my urodzeni w latach 70 i wczesnych 80), które w większości było wychowywane na zasadzie “nie wolno Ci mówić, wtrącać się w rozmowy dorosłych, masz być grzeczny, bo co ludzie powiedzą” itd. I teraz w dobie wolności słowa ludzie przginają… Uważają, że wszystko im wolno, mogą obrażać innych ludzi, bo przecież wolność słowa. Wydaje im się, że dzieci mają prawo do wszystkiego i każdy ma to tolerować. Sama mam dziecko i póki nie poszło do szkoły byłam zachwycona jego zachowaniem w miejscach publicznych. Niestety w szkole dzieci są różne, a złe nawyki są szybko przyswajalne. Ale walczymy dzielnie 😉

  2. Z wielką chęcią przeczytałam do samego końca i najbardziej zasmucił mnie koniec. Kiedy piszesz, że przechodząc koło francuskiej szkoły słyszysz dzieci piski itp. Otóż w przeciętnej polskiej podstawówce, nie najgorszej i nie na super wysokim poziomie, dzieci w szkole muszą się bardzo namęczyć żeby się kontrolować, być pod linijkę i spełniać oczekiwania tylu osób. Widzę po swoim synu ale też po innych dzieciach jak bardzo potrzebują odreagować te zajęcia. Wyobraź sobie Moniko, że pierwsze klasy w naszej szkole we Wrocławiu, przez ponad 4 godziny nie wychodzą na dwór! Siedzą tylko w klasie, ewentualnie jest w-f. To jest tragedia, a do tego większość chłopców. Dlatego pozwalam mu po szkole latać i szaleć na placach zabaw i niech sobie też krzyczy. W szkole musi się non stop pilnować.
    Co do restauracji to chadza od małego często więc tu wie jak się zachwać 🙂 Ale przyłożę się teraz jeszcze bardziej do przestrzegania pewnych zasad xd

    1. Nie wiedziala, ze jest taki dramat wlasnie z wychodzeniem na dwor. Pamietam z lat mojej mlodosci, ze w przedszkolu bylismy caly czas w ogrodzie, inaczej bylo w podstawowce, ale tez duzo wychodzilam na boisko itp. Smutne to wszystko! Dziecko musi byc blisko natury….

  3. Popieram w całej okazałości! I Twój, Moniko, artykul i akcję poznanskich restauratorów. Od najmłodszych lat należy uczyć ludzi przestrzegania norm społecznych. Wszelkich. I szacunku. Jestem ogromną zwolenniczką zasady: wolność jednego człowieka kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność drugiego człowieka. Szanuję innych, ale gdy ktoś przekracza “moją” granicę- stanowczo jest upominany!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *