Przeprowadzka do Francji nie była dla mnie jakąś ogromną traumą. Jednak pomimo znajomości kultury francuskiej nie uniknęłam pewnych wpadek…
Francja łączy bowiem dwa trendy: buńczuczny i rewolucyjny -ten pozwala ludziom na ciągłą ekspresję podczas niezliczonych strajków i demonstracji. Z drugiej strony, w relacjach między ludźmi bardzo często obowiązują sztywne, mieszczańskie reguły. Jeżeli je łamiemy, narażamy się na oburzone spojrzenia Francuzów. Dlatego dzisiaj opisuję moje faux pas, które popełniałam po przyjeździe do Francji.
Faux pas numer 1: Bonjour i bonsoir mówimy w określonych godzinach dnia
Niby w Polsce też używamy zwrotów “dzień dobry” i “dobry wieczór”. Ale, poprawcie mnie, jeżeli się mylę, najczęściej nie ma jakichś specjalnych wytycznych godzinowych i jeżeli powiecie “dzień dobry” o 17 godzinie, to nikt nie urwie Wam głowy. Szczególnie że zimą w Polsce jest ciemno już o 16, a nie słyszcie raczej ciągłego “dobry wieczór”. Ostatnio byłam w Warszawie w centrum handlowy około 20 i też powiedziałyśmy sobie z kasjerką “dzień dobry”.
Inaczej jest we Francji! Najczęściej ludzie uznają, że po godzinie 17.30 należy zmienić już powitanie na “bonsoir’‘. Nawet latem, kiedy za oknem ciągle jest jasno. Nie dosyć tego. Nagminnie zdarza mi się, że wchodzę do sklepu w Paryżu, mówię “bonjour’‘ (bo jest lato i za oknem świeci piękne słońce), a sprzedawca odpowiada mi ”bonsoir” i patrzy na mnie potępiająco… Mój narzeczony wyjaśnił mi, że to taka paryska gra, w poprawianie innych i wytykanie ich faux pas.
Faux pas numer 2: Trudna sztuka pożegnania
Najlepsze zabawa zaczyna się kiedy wychodzicie ze sklepu. Możecie powiedzieć “au revoir” – do widzenia. Wyższa szkoła jazdy to życzenie komuś “ bonne journé” – miłego dnia. Ale tego sformułowania używamy tylko do 12 w południe ! Później należy już życzyć ”bon après midi‘ (miłego popołudnia). A od godzin późno popołudniowych trzeba mówić “bonne soiree” – miłego wieczoru. Trudno się dziwić, że początkujący adepci francuskiego mają po prostu ochotę wyjść po angielsku i nikomu nic nie mówić.
Żeby nie było tak łatwo, to osobne reguły obowiązują również w weekend i święta narodowe. W sobotę wychodząc ze sklepu, wypada powiedzieć “bon-week-end’‘ (miłego weekendu). W niedzielę już mówimy “bon dimanche” (miłej niedzieli). Natomiast przed jakimś świętem państwowym “bonnes fetes”.
Dlatego na początku mojego pobytu w Paryżu, wolałam po prostu robić zakupy przez internet…..
Faux pas numer 3: Faire la bise or not faire la bise – that is the question! Czyli czemu Hamlet oszalałby we Francji.
O tym, że Francuzi dają sobie buziaki na powitanie, wie każdy. Ale trudno się w tym zwyczaju połapać, bo każdy region ma swój własny savoir-faire powitania. W Oksytanii, skąd pochodzi mój narzeczony, wszyscy dają sobie aż trzy pocałunki na dzień dobry. W Paryżu normą są dwa buziaki. Podobno są jakieś straszne francuskie regiony, gdzie trzeba się wycałować aż cztery razy. Jeżeli w Paryżu spotykacie osoby z południa Francji, to robicie trzy “cmoknięcia”. Jeżeli przyjeżdża do Was do Paryża osoba z regionu Rhône-Alpes da wam dwa buziaki. Tutaj mapa tłumacząca, ile buziaków należy dać, w zależności od regionu w jakim jesteśmy. Mieszkając w Polsce, całe moje życie dawałam zazwyczaj jednego buziaka moim ciotkom, wujkom podczas spotkań rodzinnych. Jednym słowem, można oszaleć. Ja do dzisiaj wykonuję jakieś dziwne skłony i wahnięcia podczas spotykania Francuzów. Jest mi to jednak wielkodusznie wybaczane….
Faux pas numer 4: Podawanie ręki nowo poznanym osobom
Oczywiste jest dla mnie, że jeżeli kogoś poznaję, to podaję mu dłoń, mówiąc swoje imię. Nie we Francji ! Tutaj, musisz obcałować sto różnych osób, tylko dlatego, że znalazły się z tobą na jednym spotkaniu. Dodając do tego konfuzję, spowodowaną tym, że nie wiesz, ile buziaków należy w zasadzie dać jednej osobie, często miałam ochotę schować się jakiejś dziurze i nie iść na spotkania towarzyskie. Kilka razy się postawiłam i dawałam na powitanie rękę, chociaż wiedziałam, że popełniam faux pas. Oczywiście, nikt mi nigdy nie powiedział złego słowa, ale prawdopodobnie wyszłam na osobę zimną i zdystansowałam. Z kolei ten francuski zwyczaj obcałowywania powodował, że wiele moich koleżanek uznało, że mój narzeczony jest “wyjątkowo sympatyczny” bo jest taki ciepły i daje na powitanie buziaki. Ot, sprawiedliwość !
Faux pas numer 5: Przyznać, że jest się jedynaczką
W Polsce rzadko kiedy zdarzało mi się słyszeć pytanie,czy mam brata albo siostrę. Natomiast we Francji to pytanie zadają mi niemal wszyscy nowo poznani ludzie. Kiedy zaś wyznaję, że jestem jedynaczką, popełniam faux pas, a ludzie zaczynają się nade mną litować. Myślą, że muszę być głęboko nieszczęśliwa, bo przeżyłam na pewno smutne dzieciństwo – sama, bez brata czy siostry do towarzystwa. Oczywiście, nikt nie chce być wobec mnie złośliwy, ludziom naprawdę się wydaje, że moje lata młodości musiały być jakieś wybrakowane. Zauważyłam, że we Francji jedynacy to grupa paskudnych, rozpieszczonych bachorów. Większość francuskich par uważa, że posiadanie dwójki dzieci to minimum. O jedynakach krążą żarty, mity i opowiastki. Często słyszałam zdania typu: “Para X musi niedługo mieć drugie dziecko, bo ich córeczka będzie księżniczką”. Wydaje mi się, że w Polsce nie ma takiej presji posiadania dwójki dzieci. Ale może to się też powoli zmienia ?
A Wy jakie popełniacie faux pas podczas pobytu w innych krajach? Zdarzały się Wam jakieś duże wypadki, czy raczej mniejsze ?
Wyobrażam sobie jak bardzo skonsternowani muszą być we Francji azjaci, szczególnie Japończycy, dla których nawet podanie ręki obcej osobie jest zbytnim spoufaloaniem się, a co dopiero buziaki! 😀
Nawet wolę nie myśleć 🙂 Pewnie przeżywaja ogromny szok, nie tylko z powodu niewinnych buziaków 🙂 Podobno znany jest wśród Japończyków “paryski syndrom” – czyli załamanie psychiczne związane z faktem, że Paryż jest inny w rzeczywistości niż w ich wyidealizowanych marzeniach.
Paryski syndrom! 😀 Padam ze śmiechu. 😀
Naprawdę : https://pl.wikipedia.org/wiki/Syndrom_paryski
Wiesz, ja jestem taka zakręcona, że czasem mówię bonsoir rano i moi klienci już się do tego przyzwyczaili i często mi nawet tak odpowiadają 😉
Jeśli chodzi o buziakowanie, to ja jak Ci Azjaci – nadal mam opory i nigdy nie wiem, czy to juz ten poziom znajomości, że się bizujemy, czy jeszcze nie 😉
A nastawienie do wieloletnich dzieci uwielbiam.Tu przynajmniej nikt na mnie jak na wariatkę , jak mówię, że chcę trzecie dziecko 😉
Czyli nie ja jedyna mam z tym problem 🙂 A buziakowanie jest o tyle smieszne, ze pozniej wracam do Polski i wydaje mi sie, ze powinnam wszystkich obcalowac. Tymczasem powiedzenie sobie “czesc” spokojnie wystarcza 🙂
Ech, nie cierpię cmokania na powitanie, a już liczenia cmoków najbardziej. 🙂 U mnie się cmoka 3 razy, u męża 2 razy, a dla mnie już 1 cmok to wyzwanie i z trudem nie wykręcam się na pięcie. Wolę podanie ręki, przytulenie, a najbardziej powitanie na dystans, bo przybliżanie się rezerwuję dla naprawdę bliskich osób. Z tym byłoby mi ciężko we Francji.
Jestem jedynaczką i tutaj też spotkałam się wiele razy z krzywdzącymi stereotypami. Nie jestem pokrzywdzona, nie jestem rozpieszczona, fakt, raczej jestem samotnikiem… Ale przecież i ludzie z rodzeństwem mają te cechy, prawda? 😉
To tak, jak ja ! Szczególnie mnie denerwują oskarżenia o jedynactwo i rozpieszczenie. Zawsze mi powtarzano, że mam się wszystkim dzielić 😉 I bardzo dobrze się czuję w swoim towarzystwie….
Tekst rewelacyjny, a twój blog bardzo przypadł mi do gusty, więc zostaję na dłużej. Lekkość Twoich tekstów bardzo do mnie trafia. Osobiście nie mam zbyt wiele wspólnego z Francją, ale zawsze marzyła mi się podróż do Paryża, może kiedyś…Jeśli chodzi o różne foux pas, to Francuzi są ciekawym narodem muszę przyznać 😛
Hej, ciesze sie, ze Ci sie podoba 🙂 Mam nadzieje, ze uda Ci sie zrealizowac marzenie i przyjechac do Paryza. A Francuzi….hmmm….to faktycznie temat na kilka dluzszych wpisow. Bede ich regularnie “obgadywac” na blogu 🙂